Ch. 15.51
EMAIL FROM RYSZARD KARCZMITOWICZ , POLAND
1
Date: 19 February 2008

Jestem na tym zdjeciu i mam to zdjecie! Siedze w pierwszej lodzi pierwszy z lewej (z dlugimi wlosami) kolo mojego sp. brata i Mamy. W ostatniej lodzi stoi mój sp. Ojciec ( 3 od lewej bez wlosów, które stracil po tyfusie na Syberii w 1920 r.), czyli Ryszard, Jerzy, Maria i Stanislaw Karczmitowicz .

Ojciec byl asystentem pocztowym w centrali i telegrafie poczty w Dawidgródku. Naczelnikiem byl p. Marcinkiewicz (opiera sie na ramionach dwóch mezczyzn). Pocztowcy grali mecz siatkówki z Pinskiem, przegrali. Byly jeszcze pojedynki lekkoatletyczne. Od ojca wiem ze wygral skok wzwyz. Do Pinska plywalismy kilkakrotnie, korzystajac ze stalego polaczenia zeglugi rzecznej, statkiem Warszawa i statkiem Piast. Na Swieto Morza przyplywala flota rzeczna stacjonujaca na Pinie, patrolujaca nasze granice.

W 1939 r. poziom wód we wrzesniu byl bardzo niski co uniemozliwilo skuteczny udzial w walkach z bolszewikami. Zagarneli ja czerwoni, i w czerwcu 1941 r. po zajeciu Dawidgródka przez Niemców, podplyneli pod miasto i ostrzelali je w bialy dzien. Niemcy chowali sie za domami rozlewajac wyfasowane mleko i gubiac kartofle z menazek czego bylem naocznym swiadkiem. Ale to tylko incydent tego co przezylismy w Dawidgródku w latach 1939 -1945. Dzieki ojcu, który byl nieraz jedynym umiejacym obsluzyc centrale telefoniczna a szczególnie aparaty Morsea pracownikiem poczty, kolejne zmieniajacy sie okupanci zostawiali nas na miejscu.

Z wladza radziecka juz mial do czynienia w Omsku gdzie pracowal w telegrafie na stacji kolejowej, a gdzie przezyl rewolucje. Po podpisaniu traktatu w 1921 r. z Rosja Sowiecka uciekl w towarowym pociagu do Smolenska, a pózniej na Wilenszczyzne skad pochodzil.

W 1945 r. jako repatrianci zza Bugu wrócilismy do Polski, osiedlajac sie w Kaliszu, rodzinnym miescie mojej mamy.
Serdecznie pozdrawiam Seniora rodu Rymaszewskich i cala rodzine -
Ryszard Karczmitowicz    19.02. 2008

1a
ODPOWIEDZ od Franka Rymaszewskiego - 21 February 2008

Drogi Rysku!
Twoj mail byl dla mnie wielka niespodzianka. Ilekroc ogladalem to zdjecie z Dawidgródka myslalem wlasnie o Was, a specjalnie o Jureczku, Twoim braciszku. Jaka szkoda, ze juz nie zyje. Dobrze pamietam Ciebie i Mame z tej wizyty w Dawidgródku. A Mame widzialem juz rok wczesniej w 1937 r. w Lunincu. Otóz Dyrekcja Okregu Pocztowego w Wilnie, który obejmowal województwa wilenskie, nowogrodzkie i poleskie, urzadzalo kolonie letnie dla dzieci pocztowców podczas letnich wakacji szkolnych. Obóz byl w lesie kolo rzeki, gdzies w okolicach Nowogródka, na wschód od stacji Dworzec. W 1937 roku to byly moje trzecie i ostatnie wakacje na koloniach. Jadac tam pociagiem z paroma dziecmi z Pinska, mielismy przesiadke w Lunincu. Na peronie zjawila sie tam Twoja Mama z Jurkiem, który mial do nas dolaczyc sie. Pani Maria gdy zobaczyla mnie, 13-letniego ucznia w mundurku gimnazjalnym, powiedziala '"Czy mógl by Pan zaopiekowac sie Jurkiem na koloniach, on jest maly i sam". Obiecalem, ze tak i poczulem sie doroslym. Nie mam pojecia ile lat mial Jurek, chyba nie wiecej niz 7 lat. Spedzilismy na koloniach caly miesiac. To jest bardzo dlugi okres dla dzieci. Moi rówiesnicy, gdy mówili o Jurku do mnie, okreslali go " ten twoj pupilek". Pocieszalem Jurka gdy tesknil za domem. A takze pomoglem mu napisac list do domu, bo wlasnie otrzymal on list oraz paczke od rodziców. Co prawda nawet ja czasami tesknilem za swym domem, a zwlaszcza za naszym ogrodem z warzywami i owocami.

Rok pózniej, podczas tej wizyty w 1938 r., spotkanie z Wami bylo zaskoczeniem, bo wlasciwie nie pamietalem, ze Jurek mieszkal w Dawidgródku. Spotkalismy sie gdzies chyba kolo kosciola. Jurek szedl z Toba i mama. Ja szedlem sam. Rozpoznalem od razu Jurka, a on mnie. Krzyknal "Franek!", podbiegl i przylgnal do mnie. Ty sie tylko sympatycznie usmiechales. Mama od razu przypomniala o co chodzi. Trzymalismy sie z Jurkiem za reke. I tym razem mama z wdziecznosci zaopiekowala sie mna, bo bylem sam. Po ogladaniu miasteczka i tych wszystkich zawodach sportowych, bylo przyjecie w restauracji. Chyba to byla polska restauracja, bo nigdzie nie przypominam Zydów, tak bardzo widocznych w Pinsku. Malo wiedzac o zyciu, bylem zdziwiony gdy wychodzac z restauracji pan Marcinkiewicz, zamiast placic, powiedzial przy kasie " no to pózniej rozliczymy sie". Twoja Mama specjalnie zadbala o mnie w restauracji i o mój posilek, wyjasniajac sasiadom o mojej opiece Jurka na koloniach.

Nie mam juz duzo sily i czasu (który robi sie coraz krótszy) na dluzsza korespondencje, wiec pozostaje z myslami o Tobie i o Twojej rodzinie z naszego polskiego Dawidgródka w Kaliszu. Serdecznie pozdrawiam. Franek Rymaszewski z Pinska.

2
Date: 26 February 2008

Drogi Franku! List Twój przeczytalem z ogromnym wzruszeniem, lzy same cisnely sie do oczu. Jak to jest mozliwe, zeby po 70-ciu latach odnalezc kogos kto tak bliski byl i jest mojemu ukochanemu Polesiu i mojej rodzinie? A jednak jest. Strone Twoja odkryla nasza córka Ala, mieszkajaca w Poznaniu, przy okazji opracowania albumu na 50-ta rocznice slubu rodziców, czyli moja i mojej zony Wandy.

To nasze spotkanie napewno bylo przed kosciolem. To byl nowy kosciól, wybudowany ze skladek naszych rodaków, a ojciec byl przewodniczacym komitetu budowy. Krzyz z wiezy zerwali Czerwoni za pomoca lin 18 wrzesnia 1939r , widzielismy to z Jurkiem na wlasne oczy. Po wykarczowaniu Polaków, ,jak to slusznie nazwales, w 1945r zniszczono wieze, a kosciól zamieniono na "dom kultury". Restauracja o której wspominasz prawdopodobnie byla Gryczyka, gdyz chodzilismy tam zawsze na lody. Z waszych kolonii Jurek mial zdjecie, spróbuje je odnalezc. Ta stacje kolejowa Dworzec odnalazlem w atlasie samochodowym Europy, nazywa sie teraz Dworec, lezy miedzy Nowogródkiem a Slonimiem. Nie wiem czy wiesz, ze nasze Polesie zostalo wlasciwie zniszczone przez wladze radziecka, czesc pólnocna od Pinska i Prypeci osuszono, powodujac stepowienie gleb, zachowala sie czesc poludniowa, do granicy z Ukraina, ale tam jest strefa skazona po wybuchu elektrowni atomowej w Czarnobylu w 1986r. W 2002r bylem w Pinsku i Dawidgródku, ale o tym napisze Ci w nastepnym liscie. Serdecznie Cie pozdrawiam i zycze zdrowia, Rysiek

3
Date: 20 March 2008

Drogi Franku ! Przepraszam Cie za moja zwloke w pisaniu, ale bylismy w Poznaniu u Ali, zachorowal jej tesc a w poniedzialek zmarl. Pogrzeb we wtorek, Swieta beda smutne, bardzo go wszyscy lubilismy. A teraz chce Ci podziekowac za twoje zyczenia Swiateczne, za twoja opieke nad Jurkiem, za pamiec o naszych stronach rodzinnych. Twój list oraz strone w komputerze udostepnilem rodzinie Jurka, wszyscy byli bardzo wzruszeni. Z jezykiem angielskim nie mamy problemu, zapoznalem sie z twoim rodowodem, szczególnie podobalo sie nam zdjecie waszej czwórki, braci na schwal. Czy jeszcze zyja ? Zarówno Jurek jak i ja skonczylismy studia na Politechnice Poznanskiej, uzyskujac dyplom inzyniera mechanika. Nie bylo latwo, trzeba bylo równoczesnie pracowac i studiowac, co tez odbilo sie na Jurka zdrowiu, zmarl w 1996r. ; zona syn i córka mieszkaja w Poznaniu, mial troje wnuczat, my jednego Michala który jest studentem Akademii Ekonomicznej pierwszego roku. W Kaliszu wraz z zona Wanda jestesmy jedynymi Karczmitowiczami, to tez czesto odwiedzamy Poznan. Zona skonczyla Akademie Wych. Fizycz. w Warszawie, aktualnie juz nie pracujemy, narazie jestesmy zdrowi, nawet na naszym 50 leciu potanczylismy wraz z mlodzieza. Obiecalem Ci wrazenia z mojej wizyty na Bialorusi w 2002 r.ale nie chce psuc nastroju swiatecznego zarówno Tobie jak i sobie, napisze w przyszlym tygodniu. Przesylamy Tobie oraz rodzinie zyczenia spokojnych i pogodnych Swiat Wielkanocnych, a Tobie Franku szczególnie zdrowia, które jest tak Ci potrzebne. Rysiek z Wanda i cala rodzina.

4
Date: 2 April 2008

Drogi Franku! Twój list z pochwala naszego wnuka przeslalem Michalowi. Ja z komputerem mam do czynienia od dwóch lat i czasem musze korzystac z jego pomocy.

Z tym wyjazdem na Bialorus w 2002 r. bylo tak; namówilem kolege, zalatwilem vouchery turystyczne w biurze turystycznym Kalinka w Warszawie i pojechalismy. Problem polegal na tym, ze mielismy wpisane miejscowosci gdzie mozemy jechac i w jakich hotelach mamy sie zatrzymac, byl to Minsk i Grodno. Ale ja kierowalem sie do swojego celu - Dawidgródek, dlatego po przejechaniu pociagiem Bugu z Terespola wysiedlismy w Brzesciu. Koszmarny lokalny pociag, brudny, wszystkie elementy poodkrecane, pourywane, kontrole celne, walka z handlem w ruchu przygranicznym, szczególnie z przemytem alkoholu i papierosów. Korupcja powszechna. Po kilku godzinach wsiedlismy do pociagu dalekobieznego do Minska przez Pinsk i tu wysiedlismy. Tu tez wysiadla brygada pijanych, wszczynajacych ze soba bójki robotników. Odrazu poszlismy do dworca autobusowego, obok. Autobus do Dawidgródka mielismy rano ok. 9. Postanowilismy zanocowac w Pinsku. Szybko udalismy sie do hotelu Prypec niedaleko portu rzecznego. Mial on dwie kategorie pokoje tansze ok 15 dol. za dobe od osoby i ok 40 dol w nowszym skrzydle. Wzielismy tansze na 2 doby, oplata z góry. Nie bede opisywal jaka to byla ruina, ale sami tak wybralismy, na szczescie spalismy tam tylko jedna noc. Pierwszy zadzwonil na komórke Michal z pytaniem gdzie jestesmy, powiedzialem ze w Pinsku i to byl nasz ostatni kontakt z Polska. Pod wieczór wyszlismy na spacer po miescie. Nie wzialem aparatu fot. , aby nie zwracac uwagi na siebie, bo urzedowo mielismy wyznaczona inna trase, wciaz mialem obawy, ze nas zawróca i odstawia do granicy, a ja nie zobacze swojego rodzinnego Dawidgródka. Wrazenie ogólne : miasto czyste, ploty i sciany nie popisane tak jak to spotyka sie u nas, cisza i spokój na ulicach, na bulwarze nad Pina mlodzi ludzie na lawkach grupkami popijaja piwo, spiewaja smutne melodie przy akompaniamencie gitary. W porcie jeden stateczek wycieczkowy, zadnych turystów (a to byl czerwiec), zagadnelismy zaloge o rejsy, chetnie ale musi byc grupa, albo 50 dol. to nas przewioza po Pinie, zrezygnowalismy. Woda w rzece czarna, cuchnaca. Spacerujac po bulwarze natknelismy sie na lodz patrolowa z flotylli pinskiej, ustawiona jako eksponat muzealny. Wstapilismy do kosciola przy ul. Lenina, akurat odprawial ksiadz nabozenstwo wieczorne, celebre w jezyku polskim, a kazanie i ogloszenia w jezyku rosyjskim, a moze bialoruskim, nie pamietam. Po powrocie do hotelu próbowalem dodzwonic sie do domu, bezskutecznie. Zarówno w hotelu jak i w miescie uderzyla nas cisza, spokój i brak zycia wieczornego, nie mówiac o nocnym. W pokoju wypilismy herbate, zjedlismy kanapki z domu i poszlismy spac. CDN. Pozdrawiam Rysiek.

5
Date: 16 April 2008

Drogi Franku ! W ostatnim liscie opisalem Ci moje wrazenia z pierwszego dnia pobytu w Pinsku. Na drugi dzien od rana udalismy sie na dworzec autobusowy skad o godz. 8 odjezdzal autobus do Dawidgródka. W czasie jazdy poznalismy poznalismy mieszkanke Pinska jadaca do rodziców w Dawidgródku. Byla rozmowna i jakby zaskoczona tym, ze ktos po 57 latach nieobecnosci chcial tu przyjechac z wizyta. Dla mnie to bylo wielkie przezycie, juz w czasie jazdy krajobraz za oknem przypominal mi lata dziecinstwa. Równiny porosniete wspaniala trawa, lasy na horyzoncie, rzeki, rozlewiska wodne, wszystko tak bliskie mojemu sercu. Czerwcowy sloneczny dzien, równa asfaltowa szosa, wszystko to sprawilo, ze 2 godzinna podróz minela blyskawicznie, jechalismy przez Fiedory, gdzie kierowca zarzadzil 30 minutowa przerwe na papierosa. Tu zrobilismy pamiatkowe zdjecie z nasza towarzyszka podrózy, a dalej przez Stolin wprost do Dawidgródka, w sumie ok. 70 km. Jakies 2km przed miastem zauwazylem po lewej stronie plynaca równolegle do naszego kierunku jazdy rzeke o golych nie porosniety brzegach, podjezdzalismy od strony zach. Nasza towarzyszka powiedziala mi ze to Horyn. Dziwne, ja tu nigdy rzeki nie widzialem, ale na dalsza rozmowe nie bylo czasu, trzeba bylo wysiadac, bo autobus jechaldalej do Turowa. Bylem jak to sie teraz mówi skolowany. Wszyscy podrózni którzy wysiedli, szli zgodnie w kierunku miasta, a my z nimi. Zaczalem rozgladac sie po okolicy. W kierunku pold. zach. ujrzalem znajomy widok - wielka lake, a na horyzoncie las, gdzie chodzilismy z Jurkiem do lesniczówki, gdzie w czasie wojny mieszkala nasz ciocia Hela, nauczycielka z pobliskiej wsi Olszany. Czy to Borek ? zapytalem nasza znajoma. Tak, potwierdzila. Od razu wiedzialem, ze jestesmy na drodze prowadzacej do ulicy przy której pierwszy z prawej stal dom, gdzie mieszkalismy w 1945 r, i skad w czerwcu na poleskich furmankach, wyruszylismy do stacji kol. Lachwa. Stanalem tu z kolega, pozegnalismy nasza towarzyszke podrózy. Domek zachowal sie nietkniety. CDN.
Przesylam serdeczne pozdrowienia i zyczenia zdrowia - Rysiek

6
Date: 9 May 2008

Drogi Franku! Bylismy z rodzina nad polskim zimnym Baltykiem, przeziebilem sie, odchorowalem i dopiero dzisiaj moge pisac o mojej wizycie w Dawidgródku. Otóz stojac przed tym domkiem mialem nadzieje, ze gospodyni, mloda bezdzietna Poleszuczka, której maz poszedl na wojne, jeszcze zyje, postanowilem wejsc do srodka. Niestety, zastalem tam kobiete lat ok. 30, od której niczego sie nie dowiedzialem, a w ogóle nie moglem sie z nia dogadac, chociaz bialoruski i rosyjski jezyk nie stwarzaja mi zadnego problemu. Wyszedlem, rzucilem okiem na otoczenie, sasiedzi wszyscy mieszkali w nowych murowanych domkach z ogródkami. Wiekszosc ludzie mlodzi nie bardzo sklonni do rozmowy. Ruszylismy dalej, zauwazylem, ze rozbudowa miasta nastapila na obrzezu, w formie domków jednorodzinnych. Postanowilismy udac sie do szkoly. I tu moje ogromne zaskoczenie - wszystko co zachowalem w pamieci jako duze i odlegle, po 57 latach okazalo sie bliskie i male. Stanelismy na dziedzincu szkolnym, gdzie we wrzesniu 1939 r. zegnalismy wujka Romka, nauczyciela z pobliskiej wsi Olszany, oficera rezerwy WP. Tu tez w czerwcu 1939 r. razem z Jurkiem mamy zdjecie z uroczystosci zakonczenia roku szkolnego. W czasie gdy opowiadalem o tym koledze, z gmachu wyszedl wysoki ok. 40 letni mezczyzna, brunet z wasikiem, przedstawil sie jako zastepca dyrektora szkoly - Mikolaj. Zaprosil nas do srodka do gabinetu dyrektora, który przyjal nas uprzejmie. Jak uslyszal, ze przyjechalem do swojego rodzinnego miasta po 57 latach, zaprosil nas na nocleg do swojego domku, a do zwiedzania miasta dal nam swój samochód i opiekuna, a jednoczesnie kierowce Mikolaja. Nie bardzo chcialem jezdzic po miescie, wolalem chodzic i odwiedzac znane mi miejsca i domy, ale Mikolaj szedl nam na reke robiac czeste postoje. Musze wyjasnic, ze wskutek pozarów i dzialan wojennych zarówno partyzantki jak i dzialan frontowych 8 razy zmienialismy miejsce zamieszkana, az w koncu caly nasz dobytek moglismy zmiescic na jednej furmance (podwodzie) i to dzieki pomocy nielicznych rodaków, którzy z nami pozostali w Dawidgródku po wybuchu wojny. CDN
PS. W zalaczeniu do mojego listu przesylam Ci serdeczne pozdrowienia i zyczenia dobrego samopoczucia i optymizmu, który nie moze nas opuszczac. - pozostaje, Rysiek K.
9 maj 2008 r.

7
Date: 22 May 2008

Witam Cie Franku ! Ciesze sie, ze moje wrazenia z pobytu na Polesiu uznales za interesujace, wobec tego kontynuuje: Pierwszym miejscem gdzie Mikolaj nas podwiózl byla tak zwana Góra Zamkowa. Chodzilismy tam z rodzinami pocztowców na majówki. Mozesz ja zobaczyc na zdjeciu wraz z plonaca cerkwia. Przez wszystkie lata przedwojenne i powojenne prowadzono tam prace archeologiczne, gdyz w 1936r odkryto tam pierwsza osade-gród obronny z fosa zalozony przez ksiecia Rusi Wlodzimierskiej - Dawida Igorowicza na przelomie wieku XI i XII. Wlasnie w 2000r obchodzono 800 rocznice powstania grodu. Z tej okazji postawiono pomnik tego ksiecia na centralnym placu miasta, który powstal w wyniku dzialan partyzantki zarówno oddzialów polskich jak i sowieckicch. Po wojnie nie odbudowano tego centrum, powstal plac, park i pomnik Lenina naprzeciwko cerkwi, która ocalala przed zniszczeniem. Otóz dzialalnosc wszystkich uczestników prac wykopaliskowych na Górze Zamkowej (archeologów, mlodziezy szkolnej, pionierów), wplyw opadów, wszystko razem doprowadzilo do rozkopania i rozmycia Góry, która przed wiekami byla usypana przez zalozycieli grodu w celach obronnych, oraz jako zabezpieczenie przed powodziami, które nieustannie nawiedzaly okolice i samo miasto. Dla informacji podam, ze w ramach prac wykopaliskowych prowadzonych w 1936r pod kierunkiem dr. Jakimowicza odkryto drewniana zabudowe miejska, ulice, domy, groby, kaplice. Ze smutkiem i zaduma opuscilem to miejsce. CDN.
Pozdrawiam Cie i do nastepnego listu - Rysiek.

Date: 2 July 2008

A teraz cd. rewizyty w Dawidgródku. Po zejsciu do miejsca gdzie kiedys byla przystan na Horyniu, widac ja na jednym ze zdjec plonacego miasta, okazalo sie, ze Horynia tu nie ma, pozostalo zarosniete, zabagnione koryto. W górnym biegu zbudowano tame i skierowano bieg rzeki w nowe koryto, poza miasto od strony zachodniej. Mikolaj zarzekal sie ze zrobila to wladza radziecka, bez zgody wladz lokalnych, bo woda czynila szkody. Podmyla brzeg nad którym stala mleczarnia (zwiedzalismy ja w 39r. z rodzicami), a mleczarnia zwalila sie do wody. I tak zginal Horyn w miescie, a z nim stary Horyn plynacy równolegle pierwotnym korytem. I to juz nie bylo miejsce naszego dziecinstwa, poprostu z zalem stwierdzilem, ze stalo sie dla mnie obce .

8
Date: 14 July 2008

Witaj Franku ! Cieszy mnie, ze jakos sobie radzisz, moze jak nadejdzie wiosna to poczujesz sie lepiej. Chociaz 20 st. Celsjusza w Sydney nie wskazuje na zime, która jest teraz w Australii. A teraz cd. rewizyty --

Pozegnalem sie z miejscem gdzie kiedys plynal Horyn i udalismy sie w kierunku domu Dawida (zyda od którego wynajmowalismy mieszkanie) i gdzie mieszkalismy do 1942r. Dom ten ocalal z pozaru w 1936r., mial solidny dach kryty blacha. Jak Mikolaj uslyszal, ze podjedziemy do domu Dawida (po bialorusku Dowuda) to pdskoczyl z radosci i wykrzyknal : ,,nu to my susiedy!". Otóz mieszkal on w domu z rodzicami, a ojciec opowiadal mu co sie tu dzialo w latach przedwojennych i wojennych. Dom ich od domu Dawida dzielily chyba dwa zabudowania. Pokazalem mu zabudowania szewca , czlonka jego rodziny Niemcy oskarzyli o podpalanie miasta i powiesili na przesle mostu z tablica na piersi ,,zazigatiel goroda". Fakt ten bardzo uwiarygodnil moja osobe w oczach Mikolaja, gdyz znal on to zdarzenie z opowiadania ojca. Dom Dawida stal nienaruszony. Jedynie weranda, która mama zawsze obsadzala kwiatami i wijacym powojem, byla zaniedbana, obita dykta. Gdy tak stalismy na ulicy doszla do nas starsza kobieta, która lamanym jezykiem polskim wspomniala czasy przedwojenne, a szczególnie uroczystosci koscielne w których brala udzial. Na koniec pobytu w tym miejscu opowiem jeszcze jedna tragedie, która rozegrala sie na ganku przeciwleglego domu latem 1942r. Oddzial Gestapo w czarnych mundurach z trupia czaszka na czapkach, konno wyganiala Zydów na plac przed kosciolem. Na ganku siedzial na wózku stary, nie mogacy chodzic Zyd, nie reagowal na machanie pistoletem przez gestapowca, na co ten strzelil mu prosto w glowe i zwalil go z wózka, a czego z Jurkiem bylismy naocznymi swiadkami. Spedzonych na rynku Zydów (mezczyzn) odrazu rozstrzelano za miastem w lasku. Nastepnym naszym miejscem zwiedzania wspólczesnego Dawidgródka byl kosciól i poczta, ale o tym w nastepnej korespondencji. Pozdrawiam Cie serdecznie -- Rysiek

9
Date: 26 August 2008

Drogi Franku ! Nie mam od Ciebie zadnej wiadomosci, czy to ma zwiazek z Twoim zdrowiem? Napisz kilka slów. Ja zaniedbalem sie, ale to przez Olimpiade w Pekinie, jako kibic siedzialem przykuty do telewizora. Teraz chce zakonczyc moje opowiadanie o pobycie w Dawidgródku.

Na koniec naszego objazdu po miescie zatrzymalismy sie przed poczta, gmach w ruinie, okna i drzwi zabite deskami. Odwiedzilismy cerkiew, koszary KOP-u, gdzie obecnie miesci sie baza remontowa maszyn rolniczych. Na zaproszenie dyrektora szkoly zatrzymalismy sie u niego na nocleg. Gospodarz przyjal nas poczestunkiem zakrapianym wódka o nazwie ,, Nowa Era ". Wino, które przynioslem, nie bylo potrzebne. Jako piatego uczestnika przedstawiono nam ,, spiecjalist po komputieram". Rano wraz z córka dyrektora, autobusem odjechalismy do Pinska. Ostatni raz rzucilem okiem na zabudowania, glównie domki jednorodzinne, kryte azbestowym eternitem. Gmachów w centrum, zniszczonych w czasie wojny nie odbudowano. Pozostal wielki skwer na którym postawiono 2 pomniki - Lenina i ostatnio kniazia Dawida Igorowicza, a w poblizu wsadzono, jak mi powiedzial kierownik muzeum ,, Drzewko Wolnosci". W Pinsku zabralismy nasze plecaki z hotelu i pociagiem udalismy sie do Brzescia. Nasz pociag spóznil sie okolo 10 minut, a lokalny do Terespola odjechal. Taksówka za 3 dol. pojechalismy na przejscie dla samochodów, poprosilismy mlode malzenstwo bialorusinów z Minska o podwózke do Terespola. Po 4 godzinach oczekiwania przekroczylismy granice, a za 5 dolarów tym samym samochodem podwieziono nas do hotelu w Bialej Podlasce. Pozegnalismy serdecznie tych mlodych ludzi i weszlismy do czysciutkiego, schludnego hoteliku, gdzie od razu zadzwonilem do wielce zaniepokojonej i znerwicowanej mojej rodziny. Udalo sie !!
KONIEC.

Franku, Pozdrawiam Cie serdecznie, zycze zdrowia i oczekuje Twojego maila --- Rysiek

 
Return to TOP

This pop-up window is part of the Rymaszewski genealogical website which can be retrieved by copying the following address into your internet browser.   http://www.rymaszewski.iinet.net.au